Stefana Białasa
Szok gości nie trwał jednak długo. Podopieczni Stefana Białasa błyskawicznie wzięli się do roboty i mozolnie próbowali zepchnąć piłkarzy Lechii do obrony. Ci nie mieli nic przeciwko, gdyż dzięki temu mogli wyprowadzać swoje ulubione kontrataki. Widowisko zrobiło się fantastyczne. Atak za atak, walka o każdy centymetr boiska, wiele ciekawych akcji. Legia dopięła swego w 32. minucie. Jakub Rzeźniczak dośrodkował z prawej strony, zaspał Krzysztof Bąk (krótką drzemkę uciął też sobie Paweł Kapsa), a Maciej Rybus z 2 metrów wpakował piłkę do bramki. Za chwilę wyrównującego gola mógł zdobyć Maciej Iwański, ale jego strzał z pola karnego trafił w spojenie słupka z poprzeczką. Będąc już w polu karnym, wziął on na plecy Inakiego Astiza, po czym z wielkim hukiem runął na murawę. Decyzja sędziego mogła być tylko jedna: rzut karny! Hubert Wołąkiewicz ze stoickim spokojem poczekał, aż Jan Mucha rzuci się w swoją lewą stronę, i delikatnie umieścił piłkę w samym środeczku bramki Legii.